poniedziałek, 16 maja 2016

Wyspy Naftalinowe – PRL oczami dziecka

     Czasami natrafiamy na takie tytuły, które stanowią dla czytelnika zagadkę, której rozwiązanie przychodzi dopiero w trakcie lektury. Do tego grona bez wątpienia można zaliczyć „Wyspy Naftalinowe” Anety Skarżyński. Nic nie mówiący tytuł, którego sens znajduje się gdzieś pomiędzy kartami, okładka zdradzająca równie niewiele - sugerująca raczej powieść fantasy niż wspomnienia z czasów młodości autorki i do tego opis na okładce, który jedynie w niewielkim stopniu sugeruje co może czekać na nas na tytułowych Wyspach. Czy warto zapuszczać się na "Wyspy Naftalinowe"? Co nas tam czeka? Jeżeli jesteście tego ciekawi serdecznie zapraszam do lektury recenzji.


     Jak już zostało wspomniane książka stanowi wspomnienia autorki z okresu jej dzieciństwa, które przypada na epokę „późnego Gierka”, to jest czasów które są dobrze znane być może waszym rodzicom, dziadkom, ale dla młodszego pokolenia będące równie obce i tajemnicze co odległe lądy. Przekonałam się o tym osobiście podczas śledzenia dwudziestu ośmiu zwariowanych historii z udziałem głównej bohaterki - Anety, którą poznajemy w wieku ośmiu lat i towarzyszymy jej aż do wejścia w wiek nastoletni.

„Mam na imię Aneta. Nie lubię tego imienia, ale cóż, pretensje mogę mieć jedynie do rodzinki. W innych kwestiach też proszę się wpisywać do familijnej książki skarg i wniosków, jak choćby w sprawie mojego wizerunku. Wyglądam, jak wyglądam, czyli paskudnie. (...) A na dodatek, buzia mi się nie zamyka i cierpię na nadpobudliwość psychoruchową. Katastrofa! I wiesz co? Pewnie z niej nigdy nie wyjdę, zważywszy na moją organiczną zdolność pchania się w dziwne historie, mniej lub bardziej przygodowe. Zaraz Ci wszystko objawię.”
    Dziewczynce i jej najbliższemu otoczeniu: rodzinie, sąsiadom, znajomym ze szkoły, towarzyszymy w ich codziennych sprawach. Zwykłe obowiązki domowe, wyprawy na zakupy, szkolne zaczepki, czy bicie świni, to właśnie świat Anety. Z pozoru szary i nieciekawy kryje w sobie prawdziwą paletę barw. Nawet najbłahsze czynności widziane oczami dziecka zyskują inny wymiar i zmieniają się w niezapomniane wydarzenia, a gdy dołączyły do tego niezwykły talent bohaterki do pakowania się w kłopoty możemy być pewni, że nic nie będzie takie jakim wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Dwadzieścia osiem wysp to dwadzieścia osiem historii, które choć ustawione w porządku chronologicznym można czytać w dowolnej kolejności bez obawy utraty wątku. Wszystkie zaś łączy tytułowy zapach naftaliny, jednak co on symbolizuje będziecie już musieli odkryć sami.

     Przyznam szczerze, że czytając historie widziane oczami malej dziewczynki nie byłam pewna czego się spodziewać. Historii dla młodszych czytelników, nastolatków? Czasy PRLu większości Polakom nie kojarzą się zbyt optymistyczne, wydaja się szare, przepełnione niepewnością, szarością,pustka i niekończącymi się kolejkami. "Wyspy Naftalinowe" wywróciły moje spojrzenie na ten okres o przysłowiowe sto osiemdziesiąt stopni. Młodziutka bohaterka pokazuje ze nawet w ciężkich czasach można odnaleźć radość, a co więcej przeżyć niezapomniane przygody, które nie mogłyby zdarzyć się nigdzie indziej. Co więcej to wyprawa która zarówno małego jak i dużego przyprawi o solidny ból brzucha... ze śmiechu! Dawno tak nie bawiłam się przy żadnej książce. Autorka serwuje czytelnikowi prawdziwa komedię, od której nie sposób się oderwać i która przypadnie do gustu każdemu niezależnie od wieku i upodobań.

     Aneta jak nietrudno się domyślić nie tylko znajduje się w centrum opisywanych wydarzeń, ale zazwyczaj jest również główną ich sprawczynią. Zwariowana, w jak najbardziej pozytywny sposób, prowadzić czytelnika przez coraz to bardziej niezwykle wydarzenia ze swojego życia zaskakując nie tylu nietypowym, nawet jak na dziecko spojrzeniem na świat, ale także niezwykłym językiem. Słowotwórstwo, zabawne porównania i skojarzenia to niewątpliwie jeden z największych atutów książki, które czynią całość jeszcze bardziej zabawną. Prześmiewczy, niekiedy wręcz ironiczny sposób przedstawiania otaczającej rzeczywistości skutecznie przyciąga uwagę i nie pozwala się oderwać aż do ostatniej strony, a każda z nich kipi nie tylko niezwykłym humorem, ale jest również pełna emocji i uroku.


     Wszystkich, którzy cenią sobie oryginalne i niebanalne tytuły, lub szukają czegoś co powoli im spędzić kilka miłych chwil wypełnionych salwami śmiechu serdecznie polecam sięgniecie po "Wyspy Naftalinowe". Aneta jest niezwykle wdzięcznym przewodnikiem po czasach swojego dzieciństwa, prowadząc czytelnika przez absurdy PRLu w sposób z jakim trudno się spotkać, czy to w literaturze, czy filmie. To ciekawe doświadczenie, które trzeba poczuć na własnej skórze, a wszystkim którym będzie mało mogę polecić kontynuacje zatytułowane: "Wyspy Paprykarzowe" oraz "Wyspy Pieprzowe", po które sama z pewnością sięgnę w najbliższym czasie ciekawa, czym jeszcze zaskoczy mnie autorka.

Ocena: 8,5/10
Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Psychoskok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz