sobota, 16 kwietnia 2016

Wywiad z Marcinem Jamiołkowskim autorem serii o warszawskim magu – Herbercie Kruku

     Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Marcinem Jamiołkowskim autorem serii o warszawskim magu – Herbercie Kruku oraz awanturniczej space-opery "Keller" i zbioru opowiadań o nazwie "Migawki”. Wszystkich, którzy znają losy Herberta, jak i tych, którzy dopiero rozpoczną przygodę z książkami „Okup krwi” i „Order” zapraszamy do zajrzenia za kulisy powstawania historii przesyconej magią Warszawy.

Marcin Jamiołkowski - źródło: wydawnictwo Genius Creations

     Jak zaczęła się twoja przygoda z książkami, a następnie z pisaniem? Pamiętasz swój pierwszy tekst?

     Zaczęła się banalnie – sięgnąłem, przeczytałem, i trwa to do dzisiaj. Ale z pisaniem zwlekałem dość długo. Właściwie nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zacznę pisać coś, co warto będzie wysłać do wydawnictwa.
     Mój pierwszy tekst to było „Przyjęcie”, napisane ponad dwadzieścia lat temu, które ostatecznie wylądowało na Szortalu w postaci drabbla. Ale pierwsze „poważne” pisanie to były zalążki „Okupu krwi”.

     Kiedy pojawił się pomysł na napisanie własnej książki, co pojawiło się pierwsze? Główny bohater, miejsce akcji, czy może ogólny zarys historii?

     Chyba miejsce. Pamiętam, że jakoś poruszyło mnie to, że w opowieściach, które do tej pory czytałem, mało jest Warszawy. A potem pojawił się w głowie Herbert.

     W księgarniach można znaleźć już dwa tomy przygód Herberta Kruka – „Okup krwi” i „Order”, niedługo pojawi się kolejny tom zatytułowany „Bezsenni”. Planujesz również kolejne pozycje z udziałem warszawskiego maga? Jeżeli tak, to czy zdradzisz więcej na ten temat?

     Mam połowę czwartego tomu o roboczym tytułem „Szczęściarz” oraz grubaśne opowiadanie „Zaginiona”. W tym ostatnim dużo jest o Herbercie, Annie i dziurkach od klucza. Bardzo to opowiadanie lubię i z chęcią zobaczyłbym je drukiem, ale nie wiem jak i gdzie uda się je wcisnąć. Może Genius Creations weźmie je razem z ostatnią częścią. A sam „Szczęściarz” czeka na dokończenie i… chyba tyle. Nie wykluczam, że pociągnę historię Kruka dalej, jeśli będę miał fajne pomysły.

     Możliwe, że to tylko moje odczucia, ale relacje między Herbertem i Anną wydają się coraz bardziej zacieśniać? Czy planujesz coś więcej w związku ze wspomnianą dwójką bohaterów?

     Zauważyłem, że ta relacja budzi sporo emocji i rozważań, dlatego trochę bezczelnie odpowiem „bez komentarza”. Ale również dlatego, że nie chcę nikomu psuć zabawy.

     Dlaczego akurat Warszawa? Jest to miejsce szczególnie tobie bliskie? A może zaważył tutaj fakt, że jest to stolica kraju?

     Przez pewien czas czytałem sporo powieści fantastycznych dostępnych na rynku i historie w nich opowiadane rozgrywały się w różnych miastach. Ale brakowało mi wśród nich Warszawy. Nie jestem oczywiście pionierem, są powieści lub opowiadania mające miejsce w stolicy, ale i tak stwierdziłem, że warto pogrzebać w tym temacie. Zwłaszcza, że ciągle jest kilka legend, z których można zaczerpnąć i stworzyć coś ciekawego.

     W książce spotykamy się z wyjątkowo ciekawym podejściem do magii i czarów, skąd wziął się pomysł na taką właśnie formę czarów?

     Trudno mi odpowiedzieć. Pojawił się pierwszy pomysł, który przez pewien czas dojrzewał mi w głowie. Czyli gromadzenie czasu z opóźnień w komunikacji miejskiej. To mi się spodobało na tyle, że zacząłem poszukiwać kolejnych „czarów” i tak to poszło. Poza tym… jakoś nie bardzo pasowało mi recytowanie formułek w udawanej łacinie czy tajemnych gestów. Raczej chodziło mi o to, że Herbert czuje magię jako dodatkowy zmysł. Herbertowe „zagadywanie rzeczywistości” ma pomóc mu w osiągnięciu wymaganego efektu, trochę jakby sam przekonywał się do tego co chce wyczarować.

     W obu książkach niezwykle ważną rolę pełnią miejskie legendy, skąd wziął się pomysł na zestawienie współczesnej Warszawy z jej wyobrażeniami z legend?

     Mamy magię, więc naturalne wydawało mi się sięgnięcie w opowieści i legendy z dawnych czasów, kiedy istniały magiczne stworzenia takie jak Bazyliszek. Zdecydowanie nie chciałem kierować fabuły w stronę wampirów, wilkołaków, duchów czy „życia po życiu”. Od tego mamy Dresdena czy Felixa Castora.
     A legendy… Żyjemy w XXI wieku. „Uczłowieczony” Bazyliszek czy Złota Kaczka nadają im zupełnie innego wymiaru. Są jakby bliscy naszemu światu, a jednocześnie nadal magiczni i tajemniczy.
     Podobna sztuczka została zastosowana w dwóch krótkich filmach Bagińskiego – w „Legendach polskich”. Smok Wawelski porywający kobiety nie jest tu gadem (przynajmniej nie dosłownie), Twardowsky jest kosmonautą, a do szlachcica sporo mu brakuje.

     Złota Kaczka pełni niewątpliwie ważną role, dlaczego akurat ona? Czy legenda o niej jest ci szczególnie bliska?

     Bliska to za dużo powiedziane, ale pasowała mi wybitnie do roli. Artur Oppman pisał o niej jako o „księżniczce” lub „królewnie”, postanowiłem pociągnąć temat nieco dalej, robiąc z niej królową magicznej Warszawy.

     Jak wyglądały przygotowania do napisania powieści? Skąd brałeś niezbędne informacje, na jakich źródłach się opierał?

     Z biblioteki, Internetu i opowieści mądrych ludzi.

     Czy potrzebujesz jakiś szczególnych warunków do pisania? A może wręcz przeciwnie: gdy natchnie cię wena to piszesz wszędzie, niezależnie od okoliczności?

     Wszędzie się nie da. Za bardzo przywykłem do edytorów tekstu. Ale kiedy przychodzą mi pomysły, mogę ja zapisywać na czymkolwiek, nawet na paragonie fiskalnym.

     „Okup krwi” i „Order” niewątpliwie należą do gatunku urban fantasy, ale gdybyś musiał wskazać głównego bohatera, co byłoby ważniejsze: postać Herberta, czy Warszawa?

     Chciałbym powiedzieć, że są jednakowo ważni, ale skłaniam się ku temu, że miasto jest ważniejsze. W nim mieszka na pewno więcej bohaterów podobnych Herbertowi. Gdyby jego nie było, na pewno ktoś by go godnie zastąpił. Samo miasto jest areną, na której rozgrywają się wydarzenia. To Warszawa i jej legendy nadają „Okupowi…” ten specyficzny rys.


     Czy poza Warszawą chciałbyś, albo być może już planujesz napisać o jakimś innym mieście? Jeżeli tak to o jakim?

     Na razie korciło mnie wysłanie Herberta z wizytą do Wrocławia. Herbert jest zapalonym hazardzistą i na pewno z przyjemnością spędziłby niedzielę na torze wyścigów konnych w Partynicach.
     Chyba że urzeczywistni się primaaprilisowy żart Genius Creations pod tytułem „Spalić Kruka”, łączący Herberta z Saniką (bohaterką powieści Magdaleny Kubasiewicz „Spalić wiedźmę”. Wtedy Kruk mógłby pojechać nawet i do Krakowa.

     Wewnątrz obu powieści o warszawskim magu czytelnicy mogą znaleźć bardzo klimatyczne ilustracje. Czy były pomyślane od początku procesu wydawniczego?

     Tak, kiedy miałem już wszystko napisane, bardzo zapragnąłem je mieć! Bardzo lubię mieć w tekście ilustracje, ale takie nienachalne, nie zdradzające za dużo. Oddając „Okup krwi” do wydawnictwa zaproponowałem, żeby wydać go z ilustracjami, które miałem gotowe. Zgodzili się.

     7 kwietnia ukaże się ebook "Blood Ransom" – tłumaczenie pierwszego tomu przygód Herberta na angielski. Jak czujesz się z myślą, że Herbert Kruk rozpocznie podbój zagranicznych czytelników?

     To co czuję mogę wyrazić jednym słowem: „podekscytowanie”. Dwoma: „chłodne podekscytowanie”. To rynek o wiele większy od naszego, trudno się będzie na nim przebić. Czy Warszawa okaże się na tyle interesująca czy egzotyczna, żeby zagraniczny czytelnik sięgnął po „Okup…”? Czas pokaże. Czy chciałbym, żeby „Blood Ransom” okazał się hitem? Oczywiście! Szaleństwem byłoby nie chcieć! Ale czy tak się stanie, zobaczymy już niebawem.

     Obecnie coraz częściej spotykamy się z ekranizacjami książek, czy chciałbyś zobaczyć Herberta na dużym ekranie? Czy wręcz przeciwnie: lepiej wybyłoby, gdyby jego żywot trwał dalej wyłącznie na kartach powieści?

     Chciałbym i bałbym się. Chciałbym, bo lubię oglądać dobre filmy. Bałbym się dokładnie z tego samego powodu. Co gdyby ekranizacja się nie powiodła, Herbert okazałby się drętwusem, Anna głupią siksą, a Wyga rozkapryszonym gówniarzem? Nie wiem czy to bym przeżył.

     Pisząc o sobie wspominasz, że wspominasz powieść „Bal na pięciu księżycach” Bohdana Peteckiego – dlaczego to właśnie ona jest tak szczególna?

     Dlatego, że była to pierwsza książka fantastyczna, którą przeczytałem. Kosmos, Jowisz i jego księżyce, rakiety, wynalazcy, tajemnicze obiekty obcego pochodzenia, miłość!
     Jako nastolatek się zachłysnąłem. Potem już poszło.

     Czy poza pisaniem masz jakieś inne pasje? Czy wpływają one w jakimś stopniu na Twoją twórczość?

     Amatorsko interesuje mnie astronomia i informatyka. Trudno odmówić im wpływu na moją twórczość. W kosmosie rozgrywa się mój „Keller” i mam na koncie oczekujące na publikację opowiadanie niejako cyberpunkowe. Moja wiedza astronomiczna trochę zaśniedziała, ale od czasu do czasu śledzę z uwagą ciekawe zjawiska takie jak przelatująca w pobliżu kometa lub tranzyt Wenus. Niestety, zazwyczaj gdy dzieje się coś ciekawego w kosmosie, nad Polską zalegają chmury, więc oglądam takie wydarzenie na żywo przez Internet. Przykro wtedy na pewno jest mojemu teleskopowi o imieniu Stefan, który stoi w pokoju ze smutno zwieszoną tubą. Co do informatyki – Herberta uczyniłem komputerowym beztalenciem przez przekorę.

Sara Glanc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz