Głównym bohaterem tej części, jak i całego ośmioczęściowego cyklu, jest Roland Deschain. To ostatni rewolwerowiec, jedyny żyjący przedstawiciel tego wyniosłego klanu. Poznajemy go podczas wędrówki przez jałową pustynię, w trakcie której ściga on tajemniczego człowieka w czerni. W miarę rozwoju fabuły dowiadujemy się o samym bohaterze trochę więcej, jednak nie są to ogromne notatki biograficzne. Wszystko w tej kwestii jest idealnie odmierzone, wręcz zbalansowane. Smaczek rewolwerowca tkwi w jego niedostępności, skryciu i trudności w poznaniu. To postać wyrazista, posiadająca unikatowy charakter. Osobiście przypadła mi do gustu, chociaż początki naszej relacji były dosyć ciężkie. Prosto rzecz ujmując dowiadujemy się wyłącznie ogólnikowych informacji na jego temat. Wiele spraw nie jest wyjaśnionych, jednak nie można mieć tego za złe. W końcu to dopiero początek naszej niesamowitej przyjaźni.
Parę słów pragnę poświęcić reszcie postaci, jakie napotkamy na naszej drodze ku Mrocznej Wieży. W tej kwestii wręcz zieje nudą, jednak nie powinno to nikogo zdziwić. Trudno znaleźć mieszkańców na wymarłej pustyni smaganej głównie przez promienie słońca. Osobnicy, którzy staną na naszej drodze nie są niczym innym jak pionkami, które muszą wypełnić skrzętnie przypisane zadania. Co najważniejsze robią to znakomicie. Istny teatr lalek w wykonaniu najlepszego marionetkarza. Nie udają, że są czymś więcej. Jedynym towarzyszem naszych podróży, który pozostanie z nami na dłużej będzie chłopiec o imieniu Jake. To bystry i nad wyraz inteligentny młodzieniec, któremu nie brakuje wyrazistości. Jednak dla mnie ta postać była jedynie zbędnym balastem, niepotrzebnym kierunkowskazem w naszej drodze.
Świat, po którym przyjdzie nam się przemieszczać jest bardzo pusty, ograniczony, w sumie nijaki. W tej powieści jest to ogromny plus. Autor skrzętnie dopracował najmniejszy szczegół jaki przyjdzie nam sobie wyobrazić podczas lektury. To wielka sztuka, aby z pozornej pustki wydobyć kwitnącą i ukrytą głębie. Wyrazistość i kontrastowość świata może czasami przytłoczyć, jest to spowodowane ogólną "ciężkością" tej książki. Szczególnie namawiam do zwracania uwagi na detale. To właśnie w nich kryją się największe tajemnice, są kawałkami klucza, które razem odsłonią skrywany sekret.
Historia z którą zmierzymy się na łamach opisywanej książki jest niezmiernie ciężka, a akcja jest dosyć powolna. Wielowątkowość fabularna jest naprawdę przepastna, dawno nie zmierzyłem się z takim zawijasem fabularnym. Oczywiście na pierwszy rzut oka wszystko może wydawać się dosyć proste, ot wędrówka do tytułowej wieży. Nic nie może być bardziej mylnego od tego założenia. Podwójne dna, tajemniczość, genialnie wykreowana siatka powiązań, to właśnie te cechy wyróżniają tą historię spośród innych. Niestety takie zagmatwanie ma straszny minus. Przez swoje skompresowanie dzieło czyta się naprawdę ciężko i długo, przez co może wkradać się znużenie i nuda, a to przecież efekt niepożądany. Osobiście interpretuje to jako unikatowość stylu autora, a nie wadę tego dzieła.
„Mroczna Wieża – Roland” w mojej opinii jest powieścią genialną, ponadczasową, chociaż nie dla każdego czytelnika. Styl autora może nie przypaść każdemu do gustu, jednak nie powinno to być odbierane jako wada danego dzieła. To moja pierwsza książka Stephena Kinga, którą przeczytałem i już po krótkim czasie przystosowałem się do tego charakterystycznego stylu. Wartym odnotowania jest fakt, iż owa edycja zawiera opowiadanie „Siostrzyczki z Elurii”, które są miłym uzupełnieniem. Sama książka pięknie prezentuje się na półce, a twarda oprawa dodaje jej jedynie charakteru. Nie mogę się doczekać dalszych przygód Rolanda.
Moja ocena: 9/10
Artius
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Albatros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz