"Wojna
wygnała ludzi z Warszawy, zostali tylko ci, którzy zdążyli zejść
pod ziemię. Ocaleni w tunelach, na stacjach i podziemnych dworcach
wiodą trudny żywot w mroku, zimnie i wilgoci, walcząc o jedzenie i
kąt do spania. Poznaj legendę warszawskiego metra, dowiedz się, za
co zginął Licznik, czemu Przymierze nazywane jest Ostatnim i
dlaczego Madonna Tuneli patronuje właśnie stalkerom!” - można
przyjąć, że to bardzo treściwe streszczenie tego tytułu.
Wyjaśnianie niedokończonych wątków, które jak stacje metra
owiane są tajemnicą i grozą w sposób doraźny przyciągają
czytelników do tytułu. Czy zastanawialiście się kiedyś czy fakty
przedstawione w powieści mają drugie dno? Czy z pozoru błahe czyny
mogą być częścią mizernie przygotowywanego planu? Jeżeli
pragniecie odpowiedzi to serdecznie zapraszam do lektury książki
Bartka Biedrzyckiego pt. „Stacja: Nowy Świat”.
Akcja książki toczy się w
dobrze nam już znanym z poprzedniej części Warszawskim metrze oraz
okolicznych rubieżach. Chociaż wydarzenia osadzone są o wiele
wcześniej, nie przeszkadza to czytelnikowi w poznaniu obrazu
zdemolowanej stolicy i wcześniej niewyjaśnionych kwestii. Jak na
„prequel” historia jest bardzo zwarta i przemyślana w wielu
aspektach, jednak można znaleźć pewne niedopowiedzenia. To
samoistna „bramka”, która umożliwi napisanie kolejnego tomu i
kontynuację znanych czytelnikowi wątków. Jak już wspomniałem
autor pewne sprawy pozostawia bez odpowiedzi. Niektóre z nich
powinny zostać takowymi, gdyż genialnie wpływa to na wyobraźnie
czytelnika. Dowolność interpretacji i możliwość tworzenia
własnych zakończeń fabularnych powinna zostać pozytywnie
odebrana. Szkoda jednak, że tutaj tego zabrakło, nie jest to jednak
jakimś poważnym błędem.
Kilka słów pragnę poświęcić
wykreowanemu światu, w którym przyjdzie nam się poruszać. W tej
część pan Bartek wyraźnie przemyślał wiele aspektów, które w
poprzedniczce był słabe. Uzupełniwszy je garścią świeżych,
porządnych myśli udało się stworzyć o wiele lepszy obraz, niż
dotąd mieliśmy szansę oglądać. Świat nie jest aż tak jałowy,
pusty, po trochu nabiera prawdziwej głębi. Ograniczenia zostają
powoli burzone, pojawia się więcej rajdów, nowych, niezbadanych
miejsc na powierzchni, co tylko sprzyja rozszerzeniu całej fabuły.
Takie pole do popisu szkoda zmarnować, warto aby autor zasiedlił je
garścią mutantów, gdyż tych znowu jest jak na lekarstwo. W tym
aspekcie widać naprawdę duży, pozytywny skok, ale z drugiej strony
pierwotne niedociągnięcia zniekształcają obraz poprawek.
W gronie przedstawionych
bohaterów nie będzie większego szoku, gdyż tych nowych jest
naprawdę mało. Autor skupił się na wyjaśnianiu niedokończonych
wątków, co daje pełniejszy obraz danej postaci. Takie cofnięcie
się w czasie umożliwia wiele interesujących zabiegów, z których
autor nie omieszkał skorzystać. Postacie pomimo naprawdę solidnego
uzupełnienia dalej kryją w sobie lekką nutę tajemnicy, co napawa
mnie dreszczem emocji. Mogłoby się zdawać, że wiemy o nich
wszystko, a tak naprawdę jest to tylko skromny ułamek, który
udostępnił nam autor. W każdym bądź razie w świetle nowych
wydarzeń, niektórzy bohaterowie mogą stracić w waszych oczach, a
część z nich zyska. To wszystko wyłącznie za sprawą kilku dotąd
nieznanych faktów, a cały pogląd zostaje zmieniony o 180 stopni.
Jak we wszystkich książkach
cyklu ogromnym plusem jest tutaj oprawa graficzna okładki, oraz
charakterystyczne wcięcie zieleni. W tym przypadku nie za bardzo
oddaje ona klimat, jednak trzeba przyznać, że w jakiś pokrętny
sposób do niego nawiązuje. Całość naprawdę ładnie prezentuje
się na półce. Struktura papieru nie odbiega od norm, więc przy
normalnym użytkowaniu nie powinniśmy niczego podrzeć.
„Stacja: Nowy Świat” w
mojej ocenie jest dużo lepszą powieścią od swojej poprzedniej
części. Autor wyraźnie ulepszył wiele spornych kwestii, jednak
kilka z nich nie doczekało się poprawy. Gołym okiem widać spory
postęp pana Bartka, oby tak dalej. Książkę polecam każdemu
fanowi uniwersum, oczywiście jeżeli mieliście styczność z
poprzedniczką. W innym wypadku czytanie jej nie ma większego sensu.
Bonusowo otrzymujemy opowiadanie umieszczone na samym końcu
powieści, co jest naprawdę miłym akcentem. Na zakończeniu pragnę
jedynie zaznaczyć, iż recenzja powstała na podstawie wersji
przedpremierowej, dlatego więc mogą pojawić się drobne różnice
z niedawno wypuszczoną książką.
Moja ocena: 8/10
Artius
Moja ocena: 8/10
Artius
Okładka jest świetna! Ciekawa jestem na czym polega to pokrętne nawiązywanie, więc chętnie sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńKsiążkę jak najbardziej polecam, ale jako uzupełnienie pierwszego tomu. Naprawdę, bez przeczytania poprzedniczki, ta książka wiele straci.
OdpowiedzUsuń