czwartek, 28 maja 2015

Spacer po operze z Nadią Szagdaj



     Wszystkich, którzy chcieli, a nie mieli okazji wziąć udziału w spacerze po wrocławskiej operze, w towarzystwie wyjątkowego przewodnika w osobie wrocławskiej pisarki i śpiewaczki operowej Nadii Szagdaj oraz wszystkich tych którzy są ciekawi wrażeń jakie towarzyszyły uczestnikom podczas zwiedzania, serdecznie zapraszamy do lektury relacji z wydarzenia.

 Pamiątkowe zdjęcie zapożyczone z profilu pani Nadii Szagdaj.

     W środę 27 maja o godzinie 15 wszyscy którzy mieli okazję przyjść do budynku opery mogli czuć się zaskoczeni widząc nieomal czterdzieści osób stłoczonych zaraz za głównym wejściem. I nie były to osoby stojące w kolejce do kasy biletowej, lecz szczęśliwcy, którzy wzięli udział w zwiedzaniu budynku opery, a przede wszystkim miejsc, do których na co dzień nie ma dostępu.  Już od pierwszych chwil widać było podekscytowanie na twarzach zebranych i nikogo nie zniechęciły początkowe problemy w postaci braku przewodnika. Nadia Szagdaj, autorka trylogii "Kroniki Klary Schulz", której pierwsza część rozgrywa się częściowo w gmachy wrocławskiej opery, stanęła na wysokości zadania i poprowadziła wszystkich ku wspólnej przygodzie.

 Sala operowa, a w niej krótka lekcja historii i pikantne opowieści zza kulis.

      Zwiedzanie rozpoczęło się od sali operowej, gdzie autorka opowiadała o operze nie tylko przez pryzmat swojej powieści, ale także z perspektywy śpiewaczki. Nie zabrakło więc kilku słów o muzyce, ale także anegdot i plotek zasłyszanych od pracowników. I tak usłyszeliśmy nie tylko historię samej opery, jej remontu, ale także poza faktami i lekcją historii uczestników czekały opowieści z dreszczykiem. Jak przykładowo ta o duchu Liliany Zamojskiej, wielkiej divy operowej, która obecnie pojawia się za rogiem scen, tam gdzie kiedyś znajdowała się jej garderoba. Przebierając się na kolejny spektakl, nieświadoma swojej śmierci. Równie ciekawy był wątek dotyczący utworów z motywami diabelskimi, a w szczególności tych związanych z Mephistophelesem, których próbom towarzyszą liczne wypadki i kontuzje. Następnie dołączyła do nas spóźniona przewodniczka z opery, która opowiedziała nieco więcej o samym budynku. Z ciekawostek, które najbardziej zapadły mi w pamięć była ta iż złoto użyte do zdobienia sztukaterii nakładano niewielkimi płatkami, które razem ułożone jeden obok drugiego łącznie dałyby powierzchnie bliską boisku do piłki nożnej.

 Orkiestron, a na pulpitach nuty do najnowszej superprodukcji "Latający Holender".

 Podziemia i ich tajemnice. Wszystko czego trzeba by stworzyć niezapomniane widowisko.

     Po tych opowieściach emocje bynajmniej nie opadły, a wręcz przeciwnie robiło się coraz ciekawiej. Następnym punktem zwiedzania był orkiestron - miejsce położone poniżej sceny, skąd gra orkiestra. Wśród instrumentów, na pulpitach można było dostrzec nuty najnowszej superprodukcji Opery Wrocławskiej - "Latającego Holendra". Później zaś uczestników czekała wędrówka schodami do podziemi. Miejsca może już nie tak spektakularnego, choć równie magicznego. Między innymi za sprawa znajdujących się tam rekwizytów. Nie mówiąc już, ze samo poznanie wszystkiego "od kuchni" było naprawdę ciekawym doznaniem. Mechanizmy kryjące się pod sceną, zapadnie, elementy obrotowe, to wszystko co  wpływa na niesamowite efekty jakie towarzyszą spektaklom. Choć i tak największe uznanie zyskał wspominany magazyn rekwizytów, korpusy manekinów, samotne głowy, atrapy i niecodzienne elementy zebrane w jednym miejscu tworzyły magiczną atmosferę.

 Magazyn rekwizytów. Niektóre były naprawdę magiczne.

     Podczas drogi powrotnej na górę pisarka opowiadała o swojej przyjaciółce, występującej w operze Aleksandrze Kubas Kruk. Następnie trafiliśmy do foyer, miejsca gdzie za czasów Festung Breslau znajdowała się sala wypoczynkowa połączona z palarnią. Następnie zmieniła się ona w miejsce spotkań wrocławskiej bohemy, a nawet odbył się tam ślub księcia. Obecnie zaś jest to miejsce odpoczynku dla śpiewaków, gdzie zlokalizowano także bufet. Ze znajdującego się tam balkonu można było podziwiać plac Teatralny, na tle którego wykonano pamiątkowe zdjęcie wszystkich uczestników spaceru po operze.

Balkon z widokiem na plac Teatralny.

     Ostatnim punktem programu był salon cesarski, gdzie dyrektor opery przyjmuje swoich gości. Największą niespodzianką była jednak możliwość wejścia na scenę. Nie obyło się bez licznych próśb ze strony pani Nadii, ale wybłagane pięć minut na scenie było tego warte. Powiedzieć, że każdy poczuł się na chwilę gwiazdą, to może zbyt wiele, ale inny punkt widzenia na całą salę i okazja, która szybko może się nie powtórzyć sprawiły, że wszyscy schodzili ze sceny z szerokim uśmiechem na twarzy.

 Wielkie 5 minut na scenie ;)

      Spacer po operze trwający nieco ponad godzinę minął mi niczym przysłowiowa chwila. Była to jednak chwila, którą długo i miło będę wspominać. I za którą serdecznie pragnę podziękować Nadii Szagdaj oraz organizatorom całego przedsięwzięcia: Wydawnictwu Bukowy Las, MFK i Operze Wrocławskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz