czwartek, 5 marca 2015

Hera moja miłość - tom I trylogii Anny Onichimowskiej


     Obecnie na rynku książek młodzieżowych dominują wszelkiego rodzaju paranormal romance oraz antyutopie, warto jednak zwrócić także uwagę także na nieco poważniejsze tytuły, które poza mile spędzonym czasem podczas lektury zostaną z nami na dłużej zmuszając do refleksji i chwili zadumy, jeżeli nie nad własnym życiem, to nad otaczającym nas światem. Do takich właśnie książek można zaliczyć poruszającą trylogię Anny Onichimowskiej. Zapraszam do przeczytania recenzji pierwszego jej tomu pod tytułem Hera moja miłość.

Hera moja miłość



 „Czyż istnieje ucieczka bardziej idealna niż ta od własnych problemów i lęków?”

     Nie będę ukrywała, że zaczynając swoją przygodę z trylogią pani Onichimowskiej podchodziłam do niej z pewną rezerwą. Nazwisko autorki niewiele mi mówiło, nie czytałam też wcześniej żadnej książki dotyczącej uzależnień u nastolatków. Temat narkotyków wydawał mi się odległy, zupełnie jakby z innego świata. Jakie było moje zaskoczenie, gdy wsiąknęłam w historię już od pierwszych stron. Zupełnie jakby stała się ona swego rodzaju uzależnieniem. Ale po kolei…

    Bohaterami książki są Grażyna i Kamil Niwiccy oraz ich dwaj synowie, siedemnastoletni Jacek i siedmioletni Michał. Autorka pozwala Nam poznać i zbliżyć się do każdego z bohaterów. Widzimy, że z pozoru idealny obraz szczęśliwej i zamożnej rodziny zakłóca szereg, na pierwszy rzut oka, niewidocznych, lecz głęboko sięgających skaz. Grażyna będąca poniekąd głową rodziny nie widzi świata poza swoją pracą, jej mąż Kamil ma problemy z alkoholem. Najstarszy syn Jacek sięga po narkotyki. Obserwując rozwój wydarzeń przeczuwamy nadchodząca katastrofę. Widzimy jak ciekawość najmłodszego członka rodziny ciągnie go ku zgubie. I choć potrafimy przewidzieć, co się stanie, gdy tragedia wreszcie nadchodzi, uderza Nas z całą mocą.

   Narkotyki nie są jedynym problemem poruszanym przez autorkę. Dla mnie Hera moja miłość to przede wszystkim historia o braku miłości i zrozumienia przez osoby nam najbliższe – rodzinę. Pozbawieni wzajemnego wsparcia bohaterowie coraz bardziej się zatracają, aż w pewnym momencie dalsze życie razem staje się niemożliwe. I wtedy Jacek znajduje oparcie w spotkanej przypadkowo dziewczynie: Komecie, która pociągnie go za sobą w świat narkotyków.

    Autorka w niesamowity sposób gra na uczuciach czytelników poniekąd rzucając ich na kolana i zmuszając do refleksji. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, a jednocześnie posiada w sobie to coś, co nie pozwala nam się od niej oderwać aż nie dotrzemy do ostatniej strony. Mnie zaś zachęciła do sięgnięcia po kolejne tomy trylogii.

Ocena: 8/10

Gorąco zapraszam również do przeczytania recenzji drugiego tomu, pod tytułem Lot Komety. 


Andromeda

1 komentarz: