„#me” to książka, która zaintrygowała mnie już samym tytułem. Krótki i na swój sposób tajemniczy nie zdradzał tego co czeka mnie po otwarciu okładki. I gdy sięgając po lekturę myślałam, że podtytuł „Zawsze jest jakieś jutro_” ma nad wyraz optymistyczny charakter, nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Teraz wiem iż zawiera on w sobie zarówno nadzieję, ale także i ból, smutek i niejaką melancholię za życiem, którego główna bohaterka książki nigdy nie doświadczyła. Wszystkich zaintrygowanych zapraszam do lektury recenzji najnowszej książki Joanny Fabickiej.
Życie Sary nie należy do łatwych - trudno żeby gruba, nielubiana przez rówieśników i nie mogąca znaleźć wytchnienia w domu, w którym brakuje niekiedy nawet jedzenia oraz gdzie terroryzuje ją własna matka alkoholiczka dziewczyna doszukiwała się szczęścia w swoim życiu. „#me” to historia jej codzienności, walki z własnymi kompleksami, niedowartościowaniem, alkoholizmem matki, ale także pierwsza miłość i pomoc innym. Autorka wciąga czytelnika w prawdziwy emocjonalny rollercoaster to odsłaniając brutalność życia, to ujmując szczerością bohaterki czy karmiąc nadzieją na lepsze jutro.
Joanna Fabica wykreowała bohaterkę, która odbiega od większości schematów spotykanych w książkach młodzieżowych. Nie otrzymujemy bowiem popularnej panienki, która przyciąga wzrok wszystkich innych bohaterów ani zakompleksionego brzydkiego kaczątka, które odkrywa, że jest pięknym łabędziem, a jej kompleksy były zupełnie nieuzasadnione. Sara jest zupełnie inna. To gruba introwertyczka, nie przywiązująca zbytniej uwagi do swojego wygładu, nad wyraz inteligentna jak na swoje piętnaście lat i jeszcze bardziej dotknięta przez los. Jej życie można przyrównać do pasma nieszczęść, na które zupełnie nie miała wpływu. Znikniecie ojca, matka alkoholiczka gardząca swoją córką oraz kompletnie nie licząca się z jej zdaniem i potrzebami. Sara od zawsze musiała sobie radzić sama. Zawsze brakowało jej opieki, a niekiedy wręcz jedzenia i pieniędzy na najbardziej podstawowe i potrzebne do życia produkty. Mimo tego zaskakuje swoją siłą i determinacją jaką przejawia walcząc o każdy kolejny dzień i między innymi dlatego bardzo mi zaimponowała. Nie jest to jednak jedyna cecha charakteru wzbudzająca w czytelniku sympatię. Jednak co jeszcze bohaterka w sobie kryje musicie już odkryć sami.
Pozostali bohaterowie, choć nie zajmują aż tak uwagi, również stanowią ciekawą i bardzo różnorodną gromadkę. Rozpoczynając od matki Sary – Ewy, która w przeciwieństwie do swojej córki jest atrakcyjną i ambitną kobietą, dla której najważniejsza jest jej kariera, ale również pełny kieliszek. Zaawansowana alkoholiczka jest postacią, którą trudniej określić innym mianem niż dwulicowa. Z pozoru wzbudzająca sympatię i wpasowująca się w swoje otoczenie kobieta bywa prawdziwą tyranką i dręczycielką nie tylko pod wpływem alkoholu. Stefan i jego pies o wdzięcznym imieniu Żul zamieszkujący miejskie schronisko dla bezdomnych to postacie z którymi z pozoru nikt nie chciałby mieć do czynienia, a jednak kryjące w sobie nieodparte pokłady empatii i dobre serca. Do tego wszystkiego dodajmy równie ważnego Nicolasa, zwanego Józkiem, chłopaka z dobrego i bogatego domu, który zamiesza w głowie głównej bohaterce.
Autorka w swojej książce poruszyła naprawdę wiele trudnych tematów i aż dziw bierze, że aż tyle zmieściło się w ich w zaledwie dwustu stronicowej powieści. Rozbita rodzina, alkoholizm, kłamstwa, odrzucenie przez własną matkę, problemy finansowe, przemoc w rodzinie, nietolerancja wśród rówieśników, odrzucenie z grupy, pierwsza miłość, ale także bezdomność, pomoc ubogim i dzieciom pozbawionych rodzinnego ciepła… Wymieniać można naprawdę długo i jestem pełna podziwu, że z tego wszystkiego można było stworzyć historię, która pochłania i choć nie jest lekka czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. A co jeszcze ważniejsze nie została zakończona banalnym zakończeniem, gdzie według schematu najpierw cały świat wali się najpierw bohaterom na głowy, by w ciągu jednego rozdziału całkowicie się odmienić, dążąc do mało realnego happy endu. Zamiast tego widzimy iż życie jest ciężkie, niełatwe, ale jednak daje nadzieję, że może być lepiej. Jeżeli tylko znajdziemy odwagę i siły o nie zawalczyć.
Joanna Fabica wykreowała bohaterkę, która odbiega od większości schematów spotykanych w książkach młodzieżowych. Nie otrzymujemy bowiem popularnej panienki, która przyciąga wzrok wszystkich innych bohaterów ani zakompleksionego brzydkiego kaczątka, które odkrywa, że jest pięknym łabędziem, a jej kompleksy były zupełnie nieuzasadnione. Sara jest zupełnie inna. To gruba introwertyczka, nie przywiązująca zbytniej uwagi do swojego wygładu, nad wyraz inteligentna jak na swoje piętnaście lat i jeszcze bardziej dotknięta przez los. Jej życie można przyrównać do pasma nieszczęść, na które zupełnie nie miała wpływu. Znikniecie ojca, matka alkoholiczka gardząca swoją córką oraz kompletnie nie licząca się z jej zdaniem i potrzebami. Sara od zawsze musiała sobie radzić sama. Zawsze brakowało jej opieki, a niekiedy wręcz jedzenia i pieniędzy na najbardziej podstawowe i potrzebne do życia produkty. Mimo tego zaskakuje swoją siłą i determinacją jaką przejawia walcząc o każdy kolejny dzień i między innymi dlatego bardzo mi zaimponowała. Nie jest to jednak jedyna cecha charakteru wzbudzająca w czytelniku sympatię. Jednak co jeszcze bohaterka w sobie kryje musicie już odkryć sami.
Pozostali bohaterowie, choć nie zajmują aż tak uwagi, również stanowią ciekawą i bardzo różnorodną gromadkę. Rozpoczynając od matki Sary – Ewy, która w przeciwieństwie do swojej córki jest atrakcyjną i ambitną kobietą, dla której najważniejsza jest jej kariera, ale również pełny kieliszek. Zaawansowana alkoholiczka jest postacią, którą trudniej określić innym mianem niż dwulicowa. Z pozoru wzbudzająca sympatię i wpasowująca się w swoje otoczenie kobieta bywa prawdziwą tyranką i dręczycielką nie tylko pod wpływem alkoholu. Stefan i jego pies o wdzięcznym imieniu Żul zamieszkujący miejskie schronisko dla bezdomnych to postacie z którymi z pozoru nikt nie chciałby mieć do czynienia, a jednak kryjące w sobie nieodparte pokłady empatii i dobre serca. Do tego wszystkiego dodajmy równie ważnego Nicolasa, zwanego Józkiem, chłopaka z dobrego i bogatego domu, który zamiesza w głowie głównej bohaterce.
Autorka w swojej książce poruszyła naprawdę wiele trudnych tematów i aż dziw bierze, że aż tyle zmieściło się w ich w zaledwie dwustu stronicowej powieści. Rozbita rodzina, alkoholizm, kłamstwa, odrzucenie przez własną matkę, problemy finansowe, przemoc w rodzinie, nietolerancja wśród rówieśników, odrzucenie z grupy, pierwsza miłość, ale także bezdomność, pomoc ubogim i dzieciom pozbawionych rodzinnego ciepła… Wymieniać można naprawdę długo i jestem pełna podziwu, że z tego wszystkiego można było stworzyć historię, która pochłania i choć nie jest lekka czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. A co jeszcze ważniejsze nie została zakończona banalnym zakończeniem, gdzie według schematu najpierw cały świat wali się najpierw bohaterom na głowy, by w ciągu jednego rozdziału całkowicie się odmienić, dążąc do mało realnego happy endu. Zamiast tego widzimy iż życie jest ciężkie, niełatwe, ale jednak daje nadzieję, że może być lepiej. Jeżeli tylko znajdziemy odwagę i siły o nie zawalczyć.
Joanna Fabicka wykreowała bohaterkę, której życia nikt o zdrowych zmysłach by nie zazdrościł, jednocześnie uświadamiając czytelnikowi jak często nie doceniamy tego co mamy, narzekając na drobnostki, gdy obok ludzie przeżywają prawdziwe tragedie. Co gorsza pokazuje jak często pozostajemy głusi, ślepi i niemi na cierpienie rozgrywające się tuż obok nas. Bo łatwiej i bezpieczniej jest udawać, że o niczym się nie wie niż spróbować wyciągnąć do potrzebującej osoby pomocną dłoń. Mimo tej całej beznadziei autorka pokazuje, że „Zawsze jest jakiejś jutro_”, nie zawsze dobre i przynoszące poprawę, ale jednak jest. I póki je mamy warto walczyć o siebie. „#me” to naprawdę wartościowa książka, po którą warto sięgnąć.
Ocena: 8/10
Sara Glanc
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu YA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz