niedziela, 3 kwietnia 2016

Order – magia kontra terroryści

     Herbert Kruk powraca! Tym razem musi uratować stolicę i jej mieszkańców przed nieznanym nikomu zagrożeniem. Wie tylko jedno - ktoś ukradł chroniący Warszawę artefakt, a prowadzone w tej sprawie śledztwo nie przyniosło żadnych odpowiedzi. Czy magowi uda się odkryć stojącą za tym tajemnicę? Zapraszam do lektury recenzji „Orderu” Marcina Jamiołkowskiego.


      Akcja „Orderu” rozpoczyna się niewiele później po wydarzeniach, w których zostawił nas „Okup krwi”. W tym miejscu pragnę ostrzec osoby, które nie czytały poprzedniej części przed możliwymi spoilerami, bez których trudno cokolwiek napisać o książce. Jeżeli nie chcecie sobie popsuć niespodzianki radzę najpierw nadrobić zaległości. Herbert z trudem dochodzi do siebie po stracie ukochanej Melanii, a jego umysł zaprząta pragnienie zemsty, gdy zwraca się do niego pułkownik Bieniawski z prośbą o pomoc w odnalezieniu zaginionego Orderu – artefaktu, który bronił Warszawę przed niebezpieczeństwami.

     Od momentu przyjęcia przez maga zlecenia na odnalezienie Orderu akcja rusza z kopyta do przodu, wrzucając czytelnika w wir wydarzeń, podczas których znowu przyjdzie nam wędrować ulicami stolicy, poznawać jej cuda i tajemnice. Autor po raz kolejny skupia się na głównym wątku, konsekwentnie dążąc do rozwiązania tajemnicy, stawiając na drodze Herberta starych jak i nowych wrogów, jedynie od czasu do czasu wtrącając elementy, które być może zostaną rozwinięte w kolejnym tomie. Osobiście takie rozwiązanie i owa jednotorowość akcji mi nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie sprawiła ona, że książkę czytało się szybko i przyjemnie.

      W książce poza głównym bohaterem spotkamy również, rzecz jasna zarówno znane nam jak i zupełnie nowe osoby. Co ważniejsze, każdy ma tutaj do odegrania swoją rolę, nikt nie został „wepchnięty” na siłę i każdy ma zadanie do odegrania. Bohaterowie są żywymi osobami, posiadają własne cele i ewoluują wraz z biegiem wydarzeń. W ciekawą stronę zmierza relacja Herberta i Anny i nie ukrywam, że jestem ciekawa ,co w ostateczności z tego wyniknie. Na uwagę zasługuje także osoba porucznika Grzybowskiego, który również prowadzi śledztwo w sprawie orderu i z którym Herbert jest zmuszony współpracować. Dodam tylko, że jest to nad wyraz ciekawa współpraca, gdy weźmie się pod uwagę fakt iż porucznik jest osobą twardo stąpającą po ziemi i nie wierzącą w nawet najmniejsze przejawy magii, chociażby cuda działy się tuż przed jego oczami.

      Tym co różni „Order” od pierwszego tomu przygód Herberta jest magia, która na dobre powróciła do Warszawy. I choć w „Okupie krwi” nie brakowało czarów, teraz jest ich znacznie więcej i moc zdaje się wylewać z każdej strony książki. Był to dla mnie ogromny plus, nie tylko dlatego, że sięgając po książkę o magu oczekujemy iż magia będzie nam towarzyszyć na każdym kroku, ale także dlatego, że czary wymyślone przez autora są niezwykle oryginalne i co chwilę potrafią zaskoczyć czytelnika, swą prostotą, odniesieniem do otaczającej nas rzeczywistości, czy wykorzystaniem rzeczy, które na co dzień wręcz ignorujemy. Nie każdy wpadłby na pomysł by obczepić się kartami regulaminu promocji operatora telefonii komórkowej czy wydrukiem licencji EULA z Windowsa, by stać się niewidzialnym. Prostota czarów warszawskiego maga szczerze mnie urzekała, ale by nie zmartwić tych, którzy oczekują nieco potężniejszych zaklęć, od razu zaznaczę że nie brakuje ich w arsenale Kruka.

      Wydanie nie odbiega od tego do czego zdążyłam się już przyzwyczaić podczas lektury „Orderu krwi” okładka utrzymana jest w tej samej stylistyce a wewnątrz znajdziemy pojedyncze ale za to bardzo klimatyczne ilustracje, które stanowią ciekawy dodatek.

      „Order” nie zawiódł moich oczekiwań, autor utrzymuje poziom i wciąga czytelnika w wir wydarzeń już od pierwszych stron, konsekwentnie snując historię i prowadząc ku rozwiązaniu zagadki serwując przy tym sporą dawkę emocji. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że kolejne przygody Herberta będą równie dobre, o ile nie lepsze.

Ocena: 9/10
Sara Glanc (Andromeda)

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz