Kończąc ten niesamowity cykl autor musiał w końcu coś zrobić z bohaterami naszego byłego Ka –Tet. Jego skład co prawda pozostaje bez zmian, jednak na naszej drodze napotkamy kilka interesujących osób, a nawet znajomych z poprzednich tomów. Roland jako główny bohater przechodzi kilka istotnych zmian, nie tylko fizycznych, ale i duchowych. W pewnych momentach staje się bardziej ludzki, uczuciowy, lecz wszystko to jest sprytną zasłoną dymną. Pomimo wylanych łez i przelanej krwi dla naszego rewolwerowca liczy się tylko jedno. Dotarcie do Mrocznej Wieży i Karmazynowego Króla.
Zmiany dotyczą wszystkich znanych nam postaci, które podróżują ku wspólnemu celowi. Eddie, Jake, Ej, oraz Susannah nie ukrywają swoich uczuć, czasami wątpią czy uda im się ujrzeć Mroczną Wieżę. Nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę co już przeżyli do tej pory. Nie chcąc zdradzić zbyt wielu tajemnic, mogę jedynie napomnieć, że nie wszyscy dotrą do końca zakładanej wyprawy. Osobiście w tych momentach łzy leciały mi po policzkach, gdyż zaprzyjaźniłem się z bohaterami, a utrata jednego z nich szczerze mnie zabolała. Wiedziałem, że w końcu tak się stanie, jednak podświadomie nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości.
Wśród zapowiedzianych, nowych postaci odnajdziemy wiele, interesujących person, z Karmazynowym Królem na czele. Szkoda, że autor poskąpił informacji na jego temat, lecz w dłuższej perspektywie czasu było to oczywistym zagraniem. Spora nuta tajemnicy okrywająca jego osobę nadaje całości niesamowitego charakteru, sprawia, że nasza wyobraźnia sama kreuje jego obraz. Wiele momentów przyjdzie nam spędzić również z Mordredem, którego poznaliśmy w poprzednim tomie. O jego osobie też niewiele wiemy, jak dla mnie była to najsłabsza postać w całej serii. Wielka szkoda, gdyż cała zaplanowana zemsta rozgrywa się w przeciągu kilku zdań. Równie dobrze mogło by go nie być, a całość nie straciłaby impetu. Z drugiej strony ta postać nadawała całości sporej dozy grozy, gdyż w powietrzu wisiało widmo nieuniknionego ataku.
Aby nie wymieniać tutaj wszystkich napotkanych postaci, wspomnę jeszcze tylko o jednej. Jest nim nasz stary i dobry znajomy Sheemie Ruiz, którego spotykamy po raz pierwszy w Mejis. Jego rola w tym tomie jest kluczowa. Bardzo się zdziwiłem z tego spotkania, bowiem od tamtych wydarzeń minęło wiele czasu, chociaż tego nie mogę być pewny. Chłopak pomaga Rolandowi z ogromną przyjemnością, za co przyjdzie mu zapłacić życiem. Jego niesamowite zdolności są ukrywane i tylko dzięki nim udaje się dotrzeć do Mrocznej Wieży.
Świat przedstawiony w ostatnim tomie jest po prostu genialny, nie można temu zaprzeczyć. Przenosimy się w różnych bytach czasowych, wracamy do starych miejsc, a także poznajemy nowe. Świat Pośredni, Algul Siento, pola Can'-Ka No Rey, to tylko kilka przykładów wielopłaszczyznowego tworu Stephena Kinga. Całość jest niezwykle plastyczna, łatwo operować wydarzeniami zawartymi w fabule. Czasami można pogubić się trochę w czasie, lecz nie powinno to nikogo dziwić. Uniwersum stworzone przez autora jest naprawdę ogromne, rozbudowane do granic możliwości. Wszystko idzie do przodu, jedynie Mroczna Wieża trwa po środku wszystkiego. Mnogość potencjalnych światów i zawartych tam wydarzeń wpływających na fabułę przytłacza, lecz całość przedstawiona jest w bezproblemowy sposób, więc nie ma czym się martwić. Osobiście najbardziej urzekły mnie pola Can'-Ka No Rey z Mroczną Wieżą na czele. To niezwykle czarujące miejsce, zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Autor bardzo sprytnie pogrywa z czytelnikami ukazując im takie obrazy. Trudno to wytłumaczyć i opisać słowami. Trzeba to przeczytać i poczuć na własnej skórze.
Historia opisana na kartach ostatniego tomu jest tak naprawdę wyjaśnieniem wszystkiego, z czym mieliśmy do czynienia do tej pory. Rozbudowane wątki fabularne znajdują swoje wyjaśnienia, brak tu miejsca na zbędne niedopowiedzenia. Autor jak zwykle wykazał się w tej kwestii niebywałym kunsztem. Trudno szukać podobnego cyklu o tak zawiłej, a jednocześnie zwartej fabule. Podczas lektury nie narzekałem na nudę, całość ma unikatowy styl, oraz tempo dostosowane do aktualnych wydarzeń. Dla niektórych czytelników minusem może być objętość tego tomu, lecz trudno uznać to za coś negatywnego. Z góry wiadomo było, że cała seria nie będzie krótka, więc narzekania odłóżmy na bok. Wiele przedstawionych wydarzeń, czy też wyjaśnień przypominało mi o akcjach z poprzednich tomów, co pozytywnie wpłynęło na odbiór całości. Lektura wywołuje spore emocje, szczególnie jeżeli chodzi o zakończenie przygód Rolanda z Gilead. Szczerze powiedziawszy łzy stanęły mi w oczach.
W mojej ocenie ostatni tom cyklu „Mrocznej Wieży” jest ukoronowaniem działalności pisarskiej Stephena Kinga. To istne arcydzieło, które jest światowym fenomenem literackim. Pomimo drobnych błędów, w głównej mierze zależnych od gustu czytelnika, jest to lektura z najwyższej półki. Świetni bohaterowie, plastyczny i otwarty świat, genialne przygody. Całość zamknięta bez zbędnych niedopowiedzeń. Po zakończonej lekturze w mym sercu pozostała bezdenna dziura z odrobiną żalu. Świetnie się bawiłem, lecz niestety musiałem w końcu zakończyć tą przygodę. W przyszłości zapewne powrócę do lektury tego cyklu, gdyż zapisał się on w mojej pamięci. Pewnie ciekawi jesteście co Roland znalazł w pokoju na ostatnim piętrze Wieży, prawda? Odkrycie tego pozostawiam wam, a na zakończenie pozwolę sobie zacytować pewien fragment, który da wam sporo do myślenia. „Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał w ślad za nim”.
Moja ocena: 10/10
Chodara Krzysztof (Artius)
W tym miejscu pragnę podziękować wydawnictwu Albatros za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz