„Hugo z Tarsu i Tankred z Anaor odkrywają kolejną tajemnicę.” – krótki zwiastun trzeciego tomu cyklu zwiódł mnie tak skutecznie, że nie mogłem oderwać się od lektury. Tym razem obietnice zawarte w tym jednym zdaniu kryją w sobie niesamowitą historię. Czy kolejny tom hucznie zapowiadanej serii okaże się klapą, czy też nie? Czy porównanie z ponadczasowym klasykiem było tylko sprytnym wabikiem, czy przemyślanym zagraniem? Czy nasi bohaterowie poradzą sobie z przemianami i czyhającym złem? Jeżeli pragniecie otrzymać odpowiedzi na powyższe pytania, to serdecznie zapraszam do lektury „Okrętu Przeklętych” od wydawnictwa WAB.
W trzeciej części cyklu „Rycerze Sycylii” obsada głównych bohaterów pozostaje bez zmian. Przygody ponownie przeżywamy z Panem z Tarsu oraz z paniczem Tankredem. Zmiany jakie zachodzą na tym polu są raczej kosmetyczne, gdyż głównym obszarem metamorfozy jest wnętrze bohaterów. Fizycznie nie zmieniają się prawie całkiem, jeżeli nie bierzemy pod uwagę starzenia się, ran odniesionych podczas podróży, czy też zmian w budowie ciała. Przewodni duet jest bardziej uczuciowy, co widać gołym okiem podczas lektury. Nie boją się oni okazywać strachu, miłości, troski, czy tez gniewu. To świetne posunięcie, którego brakowało mi w poprzednich tomach. Warto tutaj wspomnieć, że detektywistyczne umysły także nabrały wyraźniejszych kształtów. Dziwi mnie, dlaczego autorka nie poszła w tym kierunku od samego początku. Niemniej poprawa jest porażająca, co pozytywnie wpływa na lekturę dzieła.
Kilka słów pragnę poświęcić postaciom pobocznym, bo jak to często bywa, to właśnie one z tomu na tom są inne. Ta zmiana nie oszczędziła i tej książki, chociaż spotkamy się ze starymi znajomymi z poprzednich tomów. Oczywiście nie są to przelotne chwile, lecz starannie wykreowana fabuła. Sporym plusem jest wyedukowanie osób pobocznych, przez co nie są już one w głównej mierze kukłami. Nadanie im charakteru i wolnej woli było strzałem w dziesiątkę, czymś co uratowało tę serię przed niechybną śmiercią. Dzięki temu posunięciu szkoda było odkładać tom na półkę, jednak kilka błędów młodości nadal pozostało. Trudno wyzbyć się wszystkiego od razu, jednakowo takiego postępu się nie spodziewałem.
Świat, który przyjdzie nam przemierzać nie jest niczym nowym. To wiernie oddany, średniowieczny kawałek globu, który zachwyca realizmem. Zmienia się jedynie rejon, który będziemy zwiedzać. Oprócz wartości kulturowych podczas lektury przeżyjemy ciekawą lekcję historii. Ciężko się tutaj do czegoś przyczepić, jednak nie każdemu może się spodobać mieszanie wyżej wymienionych cech ze sobą. Wszystko zależy od indywidualnego gustu czytelnika. Osobiście takie połączenie bardzo mi się podoba, gdyż mogę podwójnie czerpać z lektury danej książki.
Historia zawarta na kartach jest naprawdę niezła. Aby zbytnio nie przechwalać tego tomu mogę skromnie powiedzieć, że jest najlepszym ze wszystkich, które do tej pory dane było mi czytać. Wątki fabularne świetnie się wyjaśniają i pokrywają, brak zbędnych niedopowiedzeń. Tym razem nie odgadłem kim jest morderca, książka trzymała mnie w niepewności do samego końca, co mile mnie zaskoczyło. Brak przesady w języku sprawił, że całość czyta się niezwykle gładko i sprawnie.
Według mnie „Okręt Przeklętych” to najlepszy tom tego cyklu i trudno się z tym nie zgodzić. Liczba poprawek jest zdumiewająca, autorka najwidoczniej wsłuchała się w narzekania czytelników. Wszystko jest na swoim miejscu, a tajemnica skrywana w tym tomie może zmrozić krew w żyłach. Z czystym sumieniem polecam każdemu, a sam nie żałuję żadnej minuty spędzonej na lekturze.
Moja ocena: 7,5/10
Artius
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz