środa, 30 września 2015

Sanktuarium – burzliwy romans w zaświatach samobójców

     Przyjaźń – dla niektórych tylko słów, dla innych coś bez czego nie potrafiliby żyć. Jednak czy może być tak wielka, by dla niej zejść do zaświatów by wyrwać bliską osobę? Sięgając po książkę Sary Fine miałam wrażenie, że autorka czerpała inspiracje z mitu o Orfeuszu i Eurydyce, tyle że zamiast męża wyruszającego na ratunek żony, mamy dwie przyjaciółki. Czy skojarzenie było słuszne? Zapraszam do lektury recenzji „Sanktuarium”.


     Lela Santos nie jest osobą z którą chcielibyście zadrzeć, a fakt, że dopiero wyszła z poprawczaka nie przysparza jej sympatii w nowej szkole, a jednak dziwnym zrządzeniem losy zaprzyjaźnia się z najpopularniejszą w szkole dziewczyną Nadią. Obie rozumieją się bez słów i nie wyobrażają bez siebie życia. Wszystko wydaje się zmierzać ku lepszej przyszłości. Do czasu, aż Nadia popełnia samobójstwo, a Lela przepełniona poczuciem winy wyrusza, by ja odzyskać. Rezygnując z Raju przekracza Bramę Samobójców i wkracza do mrocznego Miasta-Piekła, gdzie Strażnicy toczą nieustanną walkę z Mazikinami. Czy wśród toczącego się konfliktu odnajdzie sprzymierzeńców, którzy pomogą jej odnaleźć Nadię?

     Lela, główna bohaterka, której oczami będziemy oglądać rozgrywające się wydarzenia to postać z pozoru zgrywająca twardzielkę, by skryć własne słabości wynikające z traumatycznej przeszłości. Krucha i pokrzywdzona nie raz zaskoczy czytelnika determinacją z jaką walczy o bliską jej osobę i z jaką stawia czoła demonom przeszłości. Pod tym względem nie sposób jej nie lubić i nie kibicować w dążeniu do wypełnienia misji jaką jest ratunek Nadii. Tyle, że jak w większości książek młodzieżowych nie mogło zabraknąć romansu, który momentami kompletnie wyłącza zdrowy rozsądek dziewczyny. Przejdźmy jednak do obiektu westchnień – Strażnika Malachima, który niestety też nie broni się kreacją. Jest to tradycyjne „ciacho” – wyjątkowo wysportowany, waleczny, szlachetny i skrywający za maską arogancji delikatne wnętrze facet jakich wiele w tego typu książkach. Nadia także nie wyróżnia się niczym specjalnym, popularna w szkole to wszystko co o niej możemy powiedzieć, bowiem okazuje się bezbarwnym pionkiem, który jedynie napędza działania Leli.

     Książka z jednej strony urzekła mnie niezwykłą wizją zaświatów, która choć momentami czerpała z różnych religii, stanowiła jednak oryginalną koncepcję, szarego, spowitego mrokiem beznadziei miasta ludzi potępionych i pełną słońca wsią, która można uznać za wizję raju. Z drugiej dostałam banalny romans i momentami bije po oczach schematycznością i przestojami w akcji. W dodatku bywa dość chaotycznie. Autorka starała się połączyć w książce trzy tematy, które tworzą „Sanktuarium”. Pierwszym są wspominane zaświaty, drugim ludzkie dramaty, których otrzymujemy tu dość sporo, ostatnim jest wątek romantyczny. Niestety przeplatają się one tak często i gwałtownie za sobą, że miałam problemy wczuć się w klimat i odczuć to samo co bohaterowie. Chociażby wspominane dramaty, poza dominującym tematem samobójstwa otrzymujemy główną bohaterkę po przejściach, wykorzystywana przez swojego ojca zastępczego, czy nawet poruszana jest sprawa Holocaustu. Wątki te bardzo mi się podobały i brawa autorce za to, że podjęła się tych dość ciężkich problemów w książce fantasy dla młodzieży. Szkoda jednak, że w większości potencjał jaki w nich tkwił został zmarnowany przez wciskane co chwile zachwyty Leli nad Malachim. Może gdyby nie to zlewanie się wątków i nagłe zmiany nastroju nie byłoby tak źle i wszystko ładnie by ze sobą współgrało, a tak miałam wrażenie że autorka za dużo chciała umieścić w danym momencie i wyszedł z tego nie do końca udany misz-masz.

     Nieco melodramatyczne zakończenie stanowi wstęp do kolejnego tomu, jednak sama historia dotycząca Nadii i Leli zostaje zakończona, dzięki czemu można tom traktować jako zamkniętą całość. Jest to duża zaleta w szczególności dla osób, które nie będą mogły doczekać się kolejnego tomu. Sama mimo pewnych niedociągnięć jestem ciekawa jaki tor obrała autorka przy tworzeniu dalszych losów bohaterów i mam nadzieję, że kolejna wizyta w oryginalnych zaświatach pozbawiona będzie wad pierwszego tomu.

     Wydanie prezentuje się wyjątkowo dobrze, co z resztą nie dziwi w przypadku książek od wydawnictwa Jaguar. Usztywniona okładka ze skrzydełkami, skusiła mnie szarymi, stonowanymi kolorami i płomieniami sugerując mroczny klimat powieści. I rzeczywiście Miasto samobójców pod tym względem mnie nie zawiodło.


     Książkę polecam wszystkim miłośnikom książek dla młodzieży, którym nie przeszkadza wtórność i schematyczność, która mimo oryginalnej koncepcji zaświatów bije po oczach podczas lektury. Zadowolone będą też wszystkie fanki romansów w klimatach fantasy, który stanowi tutaj główną oś historii. Dla pozostałych osób książka może być ciekawostką albo odskocznią pomiędzy poważniejszymi pozycjami. Ot lektura na jeden wieczór w ramach relaksu.

Ocena: 5,5/10

Andromeda

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz