Od wydarzeń znanych z powieści Roberta Louisa Stevensona minęło już czterdzieści lat. Ząb czasu dotknął zarówno Jima Hawkinsa, któremu nie w głowie już wielkie przygody, jak i starego Długiego Johna Silvera, którego opuściło zdrowie, lecz nie bystrość umysłu. Obaj mężczyźni założyli rodziny, których owocem była dwójka głównych bohaterów książki. Jim – syn Jima Hawkinsa, pomaga ojcu prowadzić rodzinną gospodę, żyjąc w cieniu snutych przez niego opowieści o wyprawie na Wyspę Skarbów. Nudna rzeczywistość, rutyna i niezadowolenie ojca sprawiają, że nie marzy o niczym innym jak o wyrwaniu się z więzienia, jakim zdają się rodzinne strony. Dlatego też, gdy w życiu chłopaka pojawia się Natty – córka Johna Silvera, z propozycją ponownej wyprawy na Wyspę, tym razem w celu zdobycia zakopanego tam srebra, nie waha się długo. Młodzi bohaterowie wyruszają śladem ich ojców, ku przygodzie, która na zawsze ich odmieni.
Przyznam szczerze, że sięgając po „Silver. Powrót na Wyspę Skarbów” miałam pewne obawy. Autor postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę, chcąc dorównać powieści Stevensona. Na szczęście szybko ukazało się, że Andrew Motion oferuje czytelnikom to, co najlepsze w powieściach o morskich wyprawach, czyli awanturnicze przygody, bohaterów rozwijających się w ich trakcie, nie raz zmuszanych do podejmowania decyzji, które zdają się przerastać młodych i niedoświadczonych Jima i Natty, który przecież po raz pierwszy opuścili dobrze znane rodzinne strony, by zmierzyć się z legendą ich ojców.
„Dobrej nocy, druhowie, i wam, piękne panny,
Swym blaskiem cny miesiąc prowadzi zachłanny
W nieznane krainy, gdzie łacniej miłować,
Gdzie hen, tam za morzem, nie trzeba pracować,
We śnie i na jawie, stąd wiedzie ten trop,
Gdzie żaden, jak żyję, nie stanął tam chłop”.
Swym blaskiem cny miesiąc prowadzi zachłanny
W nieznane krainy, gdzie łacniej miłować,
Gdzie hen, tam za morzem, nie trzeba pracować,
We śnie i na jawie, stąd wiedzie ten trop,
Gdzie żaden, jak żyję, nie stanął tam chłop”.
Tym, co najbardziej urzekło mnie w „Silver” jest jednak język, którym posługuje się pisarz i bogate opisy, dzięki którym czytelnik może się poczuć jakby naprawdę brał udział w opisywanych wydarzeniach, czy też na własne oczy zobaczyć to samo, co bohaterowie. Bogate słownictwo połączone ze stylem, który sprawia, że całość czyta się naprawdę lekko i z czystą przyjemnością. Autorowi należą się za to naprawdę wielkie brawa.
Choć w moje ręce trafił egzemplarz przedpremierowy, już po nim mogę powiedzieć, ze wydanie przyciąga wzrok. Okładka z przepięknym statkiem jest zaledwie przedsmakiem przygody, która czeka nas na kartach powieści napisanej przez Andrew Motiona. Zaś napisy na niej, przywodzą na myśl zdobienia spotykane na starych mapach. Mówiąc krótko książka, niczym skrzynia ze skarbem, kusi skrytą wewnątrz zawartością.
„Silver. Powrót na Wyspę Skarbów” to bardzo dobra pozycja, która śmiało można powiedzieć dorównuje wydanej w 1882 roku „Wyspie Skarbów”. Emocjonujące przygody i bohaterowie, którym nie sposób nie kibicować w ich misji i próbie dorównania własnym rodzicom, przykują każdego na kilka długich godzin. I bynajmniej nie uznacie ich za straconych. Tak więc życzę Wam pomyślnych wiatrów, podczas Waszego rejsu na Wyspę Skarbów.
Ocena: 8,5
Andromeda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz