Głównym bohaterem tego dzieła, z którym przyjdzie nam przeżywać przygody jest Anatolij. To młody anarchista zamieszkujący na stacji Wojkowskiej, przemianowanej przez „władzę” na Hulaj Pole. Pomimo swojego wieku to osoba nad wyraz dojrzała, która rozpoczęła walkę z istniejącym systemem. Jako dowódca oddziału dywersyjnego otrzyma zadanie zniszczenia pewnego celu, aby zapobiec katastrofie. W tej roli Anatolij sprawdza się bardzo dobrze. Nietuzinkowe pomysły, trzeźwe spojrzenie na sprawę, a także bystre oko pozwalają mu uniknąć tarapatów czy nawet śmierci. Niestety nie jest to postać idealna, gdyż z całego kanonu nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym. Widać, że autor miał pomysł na stworzenie głównego bohatera, jednak w moim mniemaniu coś poszło nie tak i w końcowym etapie wkradła się niepożądana rutyna i standaryzacja. Niemniej podczas lektury z ogromnym zapałem kibicowałem w poczynaniach młodemu mężczyźnie. To „sympatyczna” osoba, która spodoba się niejednemu czytelnikowi.
Parę słów pragnę poświęcić pozostałym postaciom, z jakimi spotkamy się podczas naszej przygody. Z wielkim smutkiem muszę stwierdzić, że na tym polu autor nie wykrzesał z siebie absolutnie niczego niesamowitego. Wykreowani towarzysze są tak naprawdę manekinami, klonami, zwykłymi „zapychaczami”. Mowa tutaj o prawie wszystkich, gdyż i tutaj trafiły się rodzynki w pokroju Dżabdara czy Mobata. Nie wiem dlaczego autor nie poświęcił im więcej uwagi, możliwe że wcześniejsza rutyna ponownie zdominowała zamiary pana Siergieja. Dla mnie to spory minus, gdyż oprócz fabuły najważniejszą częścią każdej książki są jej bohaterowie. Na tym polu autor przegrał sromotnie.
Fabuła przedstawiona na łamach tej książki nie jest powalająca i zbyt skomplikowana. Jej prostolinijność, przewidywalność, a także monotematyczność poraża aż do bólu. Historia jest niezwykle schematyczna, mogę pokusić się o stwierdzenie, iż jest oklepana. Ogólny zarys przedstawia wyprawę oddziału pod dowództwem głównego bohatera w celu zniszczenia tajemnego laboratorium. Jak to często i gęsto bywa podczas takiej przygody nie może zabraknąć jednostek destruktywnych. Nie zdradzę oczywiście o kogo chodzi, jednak większość czytelników sama pojmie o kogo chodzi podczas lektury. Poraża także brak klimatu uniwersum i znikoma ilość mutantów. Dla mnie akcja tej książki mogłaby się rozgrywać wszędzie i pasowało by jak ulał. Takie zaniedbania całkowicie dyskwalifikują tą powieść jako część tak zacnego uniwersum.
Klika słów należy poświęcić światu, w którym przyjdzie nam się poruszać. Ot zwyczajne metro, do jakiego przywykliśmy podczas lektur z tego uniwersum. Niestety metro z którym mamy tutaj do czynienia jest uciążliwie sterylne i wyjałowione. Brakuje mu szczypty fantazji i tajemniczości. Brakuje mi słów, żeby opisać zepsucie tego fantastycznego świata. Podczas lektury nie dowiedziałem niczego zaskakującego, co mogłoby poszerzyć moje horyzonty o tym uniwersum.
W moim przekonaniu „Ciemne Tunele” to książka co najwyżej przeciętna i to z dużą dozą ostrożności. Widać, że autor miał jakiś pomysł, jednak jego wykonanie zawiodło. Książkę czyta się szybko, akcja jest wartka. Oprócz tego do plusów można zaliczyć szatę graficzną tytułu, która bardzo ładnie prezentuje się na półce. Zawiodło sporo czynników, które w mojej ocenie przyczyniły się do niskiego poziomu całego dzieła. Wielka szkoda, bo przy dużej ilości chęci i pracy mogłaby być z tego naprawdę dobra książka. Tytuł polecam jedynie fanom uniwersum. „Spróbuj tylko ich wzruszyć bajeczkami o sprawiedliwości” – tym cytatem pragnę zakończyć tą recenzję, a autorowi życzę sukcesów w dalszej pracy nad książkami i swoją osobą.
Moja ocena: 5/10
Artius
W tym miejscu pragnę podziękować wydawnictwu Insignis za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz