sobota, 20 czerwca 2015

Kompleks 7215 - Rajd w poszukiwaniu tajemnicy

     „Warszawskie metro dwie dekady po wojnie atomowej. Po globalnym konflikcie termonuklearnym w podziemiach zrujnowanej aglomeracji warszawskiej żyją ludzie. Chowają się przed radiacją, mutantami i innymi zagrożeniami, które sprawiły, że życie na powierzchni przestało być łatwe. Prawdziwa gratka dla miłośników ZONY, literatury wojennej i militariów”. - opis z tyłu okładki brzmi bardzo zachęcająco i w jakiś sposób wręcz przyciąga potencjalnego czytelnika. Wizja nuklearnej stolicy jest bardzo kusząca, jednak czy mizerna infrastruktura metra pozwoli na wykrzesanie prawdziwych fajerwerków? Czy zbombardowanie Polski bronią masowego rażenia było przypadkiem, czy zamierzonym działaniem? Jeżeli tak jak ja chcecie dowiedzieć się więcej na temat naszych rodzimych stalkerów, to zapraszam serdecznie do lektury książki „Kompleks 7215” autorstwa Bartka Biedrzyckiego.



     Głównym bohaterem tej książki jest Borka, najemnik z podziemnego sojuszu Kryształowy Pałac, a zarazem dowódca oddziału najemnych stalkerów. Postać poznajemy praktycznie z każdej strony jego jestestwa, gdyż już na początkowych kartach powieści autor przedstawia krótką część jego dzieciństwa. Co prawda jest to bardzo niewielka wzmianka, jednakowo daje jakiś zarys o postaci. Dowódca grupy jest dzielnym mężczyzną o rudych włosach, sporej dozie pewności siebie, posiadającym wachlarz przydatnych umiejętności niezbędnych do życia w nowym świecie po Zagładzie. Stanowisko lidera zobowiązuje, co doskonale widać na przykładzie tej postaci. Pomimo zapału i „młodzieńczej” porywczości udaje mu się panować nad licznym oddziałem, a także swoimi emocjami. Przytomność jego umysłu nie raz ratuje życie członkom grupy. Dla mnie osobiście postać Borka jest dosyć ciekawa, rzekłbym, że autor zawarł w niej sporą dozę tajemniczości. Nie jest to osoba wykreowana w przysłowiowe 5 minut, to efekt starannej selekcji spośród grona kandydatów na miano postaci pierwszoplanowej. Autor nie „przegiął” podczas tworzenia w drugą stronę. Nie jest to żaden przepakowany „superbohater”, tylko ktoś na miarę i możliwości ówczesnych realiów oferowanych przez świat przedstawiony w książce.

     Odnosząc się do pozostałych bohaterów umieszczonych w świecie mogę śmiało stwierdzić, że pan Bartek starał się trzymać jednakowy, wysoki poziom. Postacie osadzone w świecie, z którymi przyjdzie nam mieć do czynienia są świetnie dobrane. Sama kompania, z którą przeżyjemy niejedną przygodę, to zbieranina niezwykle fascynujących i barwnych osób. O reszcie charakterów napotkanych na kolejnych stronach nie mogę powiedzieć złego słowa. Są umieszczone w odpowiednich miejscach i to w taki sposób, że całość nabiera wielu rumieńców.


     Fabuła przedstawiona na łamach tej książki krąży wokół życia po wielkiej Zagładzie, która zstąpiła na planetę. Precyzując chodzi o życie naszej zniszczonej stolicy w warunkach post – nuklearnych. Całość skupia się na odtworzeniu i przywróceniu normalnego toku życia sprzed konfliktu nuklearnego, jednak nie jest to prosta sprawa. Ludzkość żyjąca w podziemiach stołecznego metra, stworzone kasty, specyficzne społeczności, to tylko nieliczne aspekty wynikające z zaistniałych warunków. Pomimo przedstawionych przez autora niebezpieczeństw w postaci radiacji, mutantów, czy też ludzi muszę stwierdzić, że cały świat zieje ogromną pustką i nudą. Oprócz nielicznych akcji, które w jakiś sposób starają się urozmaicić fabułę, w tej książce tak naprawdę nie się nie dzieje. Sterylność tego świata, jego ograniczenie, pozbawienie rozmachu i jakichkolwiek mutantów sprawia, że ogół niebywale traci w oczach czytelnika. Całość skutecznie dobija śmiertelny cios jakim jest zakończenie powieści. To tragizm w czystej postaci, jedyna furtka, która tak naprawdę umożliwia napisanie kontynuacji.

     „Kompleks 7215” jak większość książek z serii fabrycznej zony wyróżnia się niebywale dobrze dobraną grafiką na okładce. Pasuje ona idealnie, a charakterystyczne zielone wcięcie na górze okładki, oraz grzbiecie dobrze prezentuje się na półce obok innych tomów z tej serii. Wkomponowana mapa poszczególnych stacji metra na zakładce to standard, co dodaje uroku i pozwala śledzić poczynania bohaterów podczas ich przygód. Podczas lektury przyjdzie nam podziwiać zamieszczone ilustracje, które dla mnie osobiście są przerażająco brzydkie. Stylizowanie się na komiksowy image nie pasuje do takiej tematyki, psuje to wyobrażenia poszczególnych scen, przedstawionych na łamach powieści. Nie wiem dlaczego ten trend jest tak usilnie utrzymywany, psucie zabawy z lektury nie powinno mieć miejsca na żadnej płaszczyźnie.

     „Kompleks 7215” nie jest porywającym dziełem, raczej jednorazowym tytułem na którego lekturę można przeznaczyć kilka godzin. Tytuł skierowany dla maniaków Zony, jednak okazjonalni czytelnicy też znajdą tutaj coś dla siebie. Autor starał się przedstawić jakąś nowatorską wizję nuklearnej stolicy, jednak coś w toku tworzenia poszło nie tak. Brak tutaj wyrazistości, rozmachu, wartkiej akcji znanej z dzieł o podobnej tematyce. Ciekawym bonusem są załączone dodatkowe opowiadania. Mała wisienka wieńcząca ten tort. „Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle” - tym cytatem pragnę podsumować recenzję dzieła pana Bartka Biedrzyckiego.

Moja ocena: 6,5/10


Artius

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz