„Warszawskie
metro dwie dekady po wojnie atomowej. Po globalnym konflikcie
termonuklearnym w podziemiach zrujnowanej aglomeracji warszawskiej
żyją ludzie. Chowają się przed radiacją, mutantami i innymi
zagrożeniami, które sprawiły, że życie na powierzchni przestało
być łatwe. Prawdziwa gratka dla miłośników ZONY, literatury
wojennej i militariów”. - opis z tyłu okładki brzmi bardzo
zachęcająco i w jakiś sposób wręcz przyciąga potencjalnego
czytelnika. Wizja nuklearnej stolicy jest bardzo kusząca, jednak czy
mizerna infrastruktura metra pozwoli na wykrzesanie prawdziwych
fajerwerków? Czy zbombardowanie Polski bronią masowego rażenia
było przypadkiem, czy zamierzonym działaniem? Jeżeli tak jak ja
chcecie dowiedzieć się więcej na temat naszych rodzimych
stalkerów, to zapraszam serdecznie do lektury książki „Kompleks
7215” autorstwa Bartka Biedrzyckiego.
Głównym
bohaterem tej książki jest Borka, najemnik z podziemnego sojuszu
Kryształowy Pałac, a zarazem dowódca oddziału najemnych
stalkerów. Postać poznajemy praktycznie z każdej strony jego
jestestwa, gdyż już na początkowych kartach powieści autor
przedstawia krótką część jego dzieciństwa. Co prawda jest to
bardzo niewielka wzmianka, jednakowo daje jakiś zarys o postaci.
Dowódca grupy jest dzielnym mężczyzną o rudych włosach, sporej
dozie pewności siebie, posiadającym wachlarz przydatnych
umiejętności niezbędnych do życia w nowym świecie po Zagładzie.
Stanowisko lidera zobowiązuje, co doskonale widać na przykładzie
tej postaci. Pomimo zapału i „młodzieńczej” porywczości
udaje mu się panować nad licznym oddziałem, a także swoimi
emocjami. Przytomność jego umysłu nie raz ratuje życie członkom
grupy. Dla mnie osobiście postać Borka jest dosyć ciekawa,
rzekłbym, że autor zawarł w niej sporą dozę tajemniczości. Nie
jest to osoba wykreowana w przysłowiowe 5 minut, to efekt starannej
selekcji spośród grona kandydatów na miano postaci
pierwszoplanowej. Autor nie „przegiął” podczas tworzenia w
drugą stronę. Nie jest to żaden przepakowany „superbohater”,
tylko ktoś na miarę i możliwości ówczesnych realiów oferowanych
przez świat przedstawiony w książce.
Odnosząc
się do pozostałych bohaterów umieszczonych w świecie mogę śmiało
stwierdzić, że pan Bartek starał się trzymać jednakowy, wysoki
poziom. Postacie osadzone w świecie, z którymi przyjdzie nam mieć
do czynienia są świetnie dobrane. Sama kompania, z którą
przeżyjemy niejedną przygodę, to zbieranina niezwykle
fascynujących i barwnych osób. O reszcie charakterów napotkanych
na kolejnych stronach nie mogę powiedzieć złego słowa. Są
umieszczone w odpowiednich miejscach i to w taki sposób, że całość
nabiera wielu rumieńców.
Fabuła
przedstawiona na łamach tej książki krąży wokół życia po
wielkiej Zagładzie, która zstąpiła na planetę. Precyzując
chodzi o życie naszej zniszczonej stolicy w warunkach post –
nuklearnych. Całość skupia się na odtworzeniu i przywróceniu
normalnego toku życia sprzed konfliktu nuklearnego, jednak nie jest
to prosta sprawa. Ludzkość żyjąca w podziemiach stołecznego
metra, stworzone kasty, specyficzne społeczności, to tylko
nieliczne aspekty wynikające z zaistniałych warunków. Pomimo
przedstawionych przez autora niebezpieczeństw w postaci radiacji,
mutantów, czy też ludzi muszę stwierdzić, że cały świat zieje
ogromną pustką i nudą. Oprócz nielicznych akcji, które w jakiś
sposób starają się urozmaicić fabułę, w tej książce tak
naprawdę nie się nie dzieje. Sterylność tego świata, jego
ograniczenie, pozbawienie rozmachu i jakichkolwiek mutantów sprawia,
że ogół niebywale traci w oczach czytelnika. Całość skutecznie
dobija śmiertelny cios jakim jest zakończenie powieści. To tragizm
w czystej postaci, jedyna furtka, która tak naprawdę umożliwia
napisanie kontynuacji.
„Kompleks
7215” jak większość książek z serii fabrycznej zony wyróżnia
się niebywale dobrze dobraną grafiką na okładce. Pasuje ona
idealnie, a charakterystyczne zielone wcięcie na górze okładki,
oraz grzbiecie dobrze prezentuje się na półce obok innych tomów z
tej serii. Wkomponowana mapa poszczególnych stacji metra na zakładce
to standard, co dodaje uroku i pozwala śledzić poczynania bohaterów
podczas ich przygód. Podczas lektury przyjdzie nam podziwiać
zamieszczone ilustracje, które dla mnie osobiście są przerażająco
brzydkie. Stylizowanie się na komiksowy image
nie pasuje do takiej tematyki, psuje to wyobrażenia poszczególnych
scen, przedstawionych na łamach
powieści.
Nie wiem dlaczego ten trend jest tak usilnie utrzymywany, psucie
zabawy z lektury nie powinno mieć miejsca na żadnej płaszczyźnie.
„Kompleks
7215” nie jest porywającym dziełem, raczej jednorazowym tytułem
na którego lekturę można przeznaczyć kilka godzin. Tytuł
skierowany dla maniaków Zony, jednak okazjonalni czytelnicy też
znajdą tutaj coś dla siebie. Autor starał się przedstawić jakąś
nowatorską wizję
nuklearnej stolicy, jednak coś w toku tworzenia poszło nie tak.
Brak tutaj wyrazistości, rozmachu, wartkiej akcji znanej z dzieł o
podobnej tematyce. Ciekawym
bonusem są załączone dodatkowe opowiadania. Mała wisienka
wieńcząca ten tort.
„Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle” - tym cytatem pragnę
podsumować recenzję dzieła pana Bartka Biedrzyckiego.
Moja
ocena: 6,5/10
Artius
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz