poniedziałek, 6 czerwca 2016

Wywiad z Justyną Drzewicką - "„książkoholicy” to generalnie bardzo fajni ludzie"

    Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Justyną Drzewicką autorką serii "Niepowszedni", której pierwszy tom "Porwanie" podbija już serca polskich czytelników. W wywiadzie przeczytacie nie tylko o samym procesie powstania "Niepowszednich" i ich drodze na półki księgarni, a stamtąd do umysłów młodych czytelników, ale także o wrażeniach autorki z Warszawskich Targów Książki.


Absolwentka filologii polskiej, której fascynacja dekadencją fin de siecle nie przeszkodziła w ukończeniu również studiów MBA i odnalezieniu się w korporacji.

Upodobania do literatury jednak nie porzuciła. Z czasem zaczęła marzyć o napisaniu własnej książki. Świadomie czekała na właściwy moment, bo wierzy, że człowiek sam dociera do chwili, kiedy wie, że teraz albo nigdy. 

Jest szczęśliwą mamą dwóch córek.

źródło opisu: materiały wydawnictwa Jaguar.




    Jak rozpoczęła się Pani historia z pisaniem i ogólnie książkami? Dużo Pani czyta? Posiada Pani jakiś swój ulubiony gatunek/tytuł?

    Nie pamiętam pierwszej samodzielnie przeczytanej książki, ale jestem niemal pewna, że nie była nią lektura szkolna odpowiednia do mojego wieku. Wszystko dlatego, że żyłam otoczona książkami i ludźmi uzależnionymi od czytania. Powieści stały na każdej półce w mieszkaniu moich dziadków, panoszyły się w domu rodziców. Nie było żadnych zakazów, mogłam sięgać po każdą z nich, więc to robiłam. Czytałam i czytam dużo, bo wciąż nie znam doskonalszej formy odpoczynku. Nigdy natomiast nie pisałam. Chciałam, ale nie miałam w sobie wystarczającej odwagi i cierpliwości, by się z tym zmierzyć. Długo trwało zanim je znalazłam, a kiedy wreszcie to się stało, powstali „Niepowszedni”.

    Ulubionego gatunku nie posiadam. Mam natomiast ukochaną powieść. To dwutomowa historia życia Tomasza Cromwella napisana przez Hilary Mantel: „W komnatach Wolf Hall” oraz „Na szafocie”. Cudowna, absolutnie doskonała robota.

    Skąd wziął się pomysł na „Niepowszednich”?

    Prawdę mówiąc, nie było momentu olśnienia. Ta historia towarzyszyła mi od dawna, bo gdy ilekroć zastanawiałam się nad pisaniem, wiedziałam, o czym chcę opowiedzieć. Miały to być przygody ludzi, którzy stanęli do walki, chociaż los postawił ich wobec okoliczności zdających się nie do pokonania.

    Od czego Pani zaczęła, rozpoczynając pisanie: od wykreowania bohaterów, świata, a może wymyślenia akcji?

Od bohaterów. Nie mieli imion, wyglądu i nazw dla swoich wyjątkowych zdolności, ale już ich znałam, gdyż każdy jest wspomnieniem moich marzeń i strachów z okresu dzieciństwa. Są odpowiedzią na chęć wyróżniania się wśród rówieśników, robienia czegoś lepiej i rozwiązywania problemów, takich jak choroba bliskich.

    Jak wspomina Pani kreację świata „Niepowszednich”? Była to bardziej zabawa czy ciężka praca? Czy czerpała Pani skądś inspiracje?

    Samo mnożenie pomysłów było cudownym etapem. Fantasy narzuca ograniczenia, ale jeśli przestrzega się praw rządzących wykreowanym światem, można poszaleć z wyobraźnią. I na tym zabawa się skończyła. Zaczęła się ciężka praca, czyli ubieranie tych wizji w słowa tak, żeby opisy były plastyczne, a sceneria, wydarzenia i bohaterowie wiarygodni.

    Nie szukałam inspiracji w sztuce. Czerpałam je z moich podróży, zamiłowania do historii i życia, najprościej mówiąc.


    W swojej książce czerpie Pani z klasycznych rozwiązań, czytelnik otrzymuje tradycyjny podział na dobro i zło, dzielnych i dobrych bohaterów rzuconych w wir niebezpiecznych zdarzeń i walczących nie tylko o własną wolność, ale także takie ideały jak przyjaźń, miłość. Książka zyskuje przez to nieco baśniowy charakter – czy od początku było to Pani celem? Z czego to wynikało, z własnego zamiłowania do tego typu historii, a może czegoś innego?

    Przede wszystkim to fantasy, więc odwołanie się do korzeni gatunku, czyli baśni i opowieści mitologicznych było dla mnie czymś oczywistym i naturalnym. Chciałam jasnych podziałów, klasycznych funkcji i typów bohaterów, rytuałów przejścia. Lubię i cenię sobie ten sprawdzony schemat. Poza tym, warto pamiętać, że „Niepowszedni” są przede wszystkim lekturą dla młodszej młodzieży. To cudowny wiek, kiedy wyobraźnia uwielbia być karmiona historiami z klarownym przekazem. Pamiętałam, jakie opowieści fascynowały mnie, gdy byłam w tym wieku i taką książkę pragnęłam napisać.

    Który ze stworzonych przez Panią bohaterów jest Pani najbliższy? Posiada Pani swojego ulubieńca?

    Zdecydowanie najbardziej lubię Nilę. Jest Żniwiarką, ma władzę nad życiem i śmiercią. To charyzmatyczna, silna dziewczyna, choć jeszcze nie jest w pełni świadoma wpływu, jaki ma na innych. Chciałam, żeby skromność i zagubienie były atutami tej postaci.

    Unik, Źrenicznik, Wodniczka, Gwarek i Bestiarka – dlaczego właśnie takich Niepowszednich Pani stworzyła? Dlaczego te, a nie inne moce?

    Jest ich jeszcze kilka innych typów Niepowszednich, ale ich przedstawiciele nie występują w pierwszym tomie. Tworząc wszystkie te wyjątkowe umiejętności, wiedziałam, czego chcę. Po prostu cofnęłam się pamięcią do samej siebie sprzed kilku dekad i znalazłam talenty, o których marzyłam jako dziecko.

    Czy w kolejnych częściach możliwe jest pojawienie się jakiegoś nowego rodzaju Niepowszedniego?

    Nie tylko jest możliwe, to się dzieje. Na scenę wkracza pewien niezwykły chłopak, który wywraca świat Nili i Sambora do góry nogami.

    Czy od powstania pomysłu na Niepowszednich do ich finalnej wersji, która trafiła do rąk czytelników wprowadziła Pani dużo zmian?

    Mnóstwo. Pierwszy tom zmieniał się radykalnie cztery razy zanim uznałam, że stworzyłam wersję ostateczną, a i tę wciąż poprawiałam. Ostatnie cięcia robiłam jeszcze na dzień przed wysłaniem pliku do wydawnictwa. Teraz świadomie nie zaglądam do wydanego tomu, bo wiem, że najchętniej znów zabrałabym się za poprawianie, a nie ma już takiej możliwości.


    „Niepowszedni” to trylogia fantasty skierowana do młodzieży, czy planuje Pani napisać jeszcze jakieś inne książki? Może chce Pani spróbować sił w jakimś innym gatunku?

    Bardzo bym chciała. Długo wzbraniałam się przed pisaniem, a kiedy zaczęłam, zakochałam się w tym po uszy. Na razie, cóż przynajmniej w tej chwili, nie kuszą mnie inne gatunki. Lubię fantasy, czuję ją, rozumiem. Dlatego, jeszcze nie chcę wypuszczać się w rejony, w których mam mniej do powiedzenia.

    Czy od początku wiedziała Pani, że historia zamknie się w trzech tomach?

    Tak planowałam, choć jednocześnie nie byłam pewna, czy pierwszy w ogóle spodoba się wydawcom. Zamknęłam go tak, by mógł stanowić samodzielną całość, ale na 400 stronach porozrzucałam okruszki niedokończonych wątków, które powinny być podjęte w kolejnych częściach.

    Czy po zamknięciu trylogii przewiduje Pani możliwość powrócenia do świata „Niepowszednich”?

    To zależy od Czytelników. Jeśli będą chcieli wrócić do Łajdackiego Krańca i znów spotkać Niepowszednich, tych i innych, mam pomysły na nowe przygody.

    Niedawno miała Pani okazję gościć na największej imprezie związanej z książkami w Polsce – 7. Warszawskich Targach Książki. Jakie są Pani wrażenia z Targów? Co wspomina Pani najmilej?

    Lubię Targi, bo widok tylu osób połączonych jednym hobby – czytaniem jest czymś fantastycznym. Nie ma przepychanek, irytacji, złości, wszyscy znoszą dzielnie ten tłum i niedogodności , bo „książkoholicy” to generalnie bardzo fajni ludzie. Do tej pory bywałam na Targach jako czytelniczka, teraz zadebiutowałam jako pisarka. Różnica była taka, że szłam na Stadion dumna, ale na miękkich nogach, bojąc się, czy ktoś w ogóle będzie chciał przyjść na moje spotkanie autorskie. Chcieli. Poznałam mnóstwo fantastycznych dzieciaków i ich rodziców, którzy poświęcili swój czas, żeby postać w kolejce i porozmawiać ze mną o „Niepowszednich”. To wspominam najmilej.

    Zapewne jak każdy pisarz śledzi Pani opinie na temat swojej powieści . Czy jest jakiś element „Niepowszednich”, który czytelnikom najbardziej przypadł do gustu, który najczęściej wspominają nie tylko w swoich opiniach, ale np. przy spotkaniach z Panią?

    Są dwa elementy, które się powtarzają. Po pierwsze, podoba się pomysł na bohaterów, ich wyjątkowe umiejętności. Ogromnie mnie to cieszy, bo nie byłam pewna, czy moje dziecięce marzenia o niezwykłych talentach są choć trochę podobne do marzeń dzisiejszych młodziutkich ludzi. Po drugie, dziewczyny lubią Dalko J To również mnie raduje, ponieważ sama za nim przepadam. Świetnie bawiłam się tworząc jego postać i ze strony na stronę coraz lepiej się z nim dogaduję.

Sara Glanc

2 komentarze:

  1. Fantastyczny wywiad z przecudowną i bardzo sympatyczną autorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I rzecz jasna potwierdzam powyższe słowa, Pani Justyna jest przesympatyczna, będę wypatrywała kolejnej okazji do rozmowy w cztery oczy :)
      Sara

      Usuń